Transmission 58 – “Sen nocy letniej”
Witajcie Pensjonariuszki i Pensjonariusze Maison de Sante
Minęła któraś kolejna późnonocna godzina. Ciepła i wilgotna powietrzność faluje za oknem. Zewnętrzność pospieszna została za drzwiami opadających powiek. Usta zadrżały. Ciche westchnienie. Śniąc, czy śnicie?
Śnijcie.
Wzniesienia
wystawione słońcu
niewinnie liśćmi rozmarynu
przykrywasz
( moje rozmarzenie)
plączesz pnączami
róż płatków
w suknie wplątany
( moje zapatrzenie)
cienistą doliną
pozwalasz
grona nieskromności
Ślepnę słońcem
lecz
patrzę
złoto się czerwieni
jeszcze niewinnie dźwięczą powidoki
porankiem pachnących warkoczy
łąka kwietni stokrotnie
twoją dłonią wzbudzona
zamyślone palce
rozplatają kłosy
a ja
porywiście
rozpuszczone
gonię
po niebie
rozwiązłość
pędów naszych
wybujała
nieskromnie
zakwita
Tańcząc z pragnieniem
skrycie
palce zsuwa
w anioła letnie wino
tiule i białe koronki
strącone skrzydła
czynią mnie
bezbożnym
na zakrystii
gdzie lawaterz
ona obmywa
winny owoc
mogę jedynie
klęczeć
mogę jedynie
patrzeć
mogę jedynie
się modlić
podczas gdy
bezwstydnym palcem
kaszmirowy kielich
wypełnia
komunią
pocałunkiem do dna
tworzymy nowego boga
albowiem
„tako rzecze Zaratustra”
Klęcząc
zachłannością konkwistadora
róże dusze ustami
język
rzekę nawraca
pogańsko
choć
święta twoja
w niebo wstąpiona
Rozgwieździłem ramiona
głowa północ dotknęła
stopy na południe powędrowały półsennie
biel rozpiętej koszuli
we władanie
chabrom oddałem
tej trawiastej kosmogonii
wczesnogodzinnego uniwersum
by krągłość nieziemską
piersi nade mną
pochylonej
w słońcu
boże … jak przecudnie w słońcu
co przez złociste fale
objąłem
ust zaniemówieniem