Transmission 55
W Maison de Sante obserwujemy siebie i siebie na wzajem. Wszak każdy z nas dzierży w dłoniach swój “Dziennik obserwacji”. Mówią, że w naszym dziwnym świecie czcigodni doktorzy, siostry w białych habitach pełne skromności, ogrodnik i księgowy zostali chwilowo zagubieni. Nikt nie wie, a może nie chce wiedzieć gdzie się podziali. Psychodeliczny Boże dziękujemy ci za rozsypane w korytarzach tabletki oraz System Profesora Fether i Doktora Tarr. Edgarze Allanie, mój Przyjacielu, pysznie to wymyśliłeś.
-Więc tak, Panie Doktorze Tarr – zwróciłem się do dość wysokiego cienia wpatrującego się we mnie jakoś natarczywie z pozycji fotela przysuniętego do kozetki – rozmawialiśmy o pewnym napięciu cząsteczkowym we mnie.
Niosę w sobie
przerażenie
dzwonów
uciekam
w czynności powtarzalne
odruchy Pawłowa
miskę
kość
wtedy jakbym nie słyszał
bicia
bicia
bicia
lecz pod powiekami
niosę w sobie
przerażenie
dzwonów
Doktor Tarr kiwnął ze zrozumieniem głową. Ten gest, jako pensjonariusz ( znaczy były pensjonariusz) miał opanowany perfecto
– Proszę mówić dalej – zachęcił.
Mój czarny surdut
nieprzystosowany
dziurawy jak kosmos
wytarty jak słowa poety
przeżarty bluźniącymi molami
wysłannikami pijanego Krawca
nie stałem się znamienitym inżynierem
ani bankierem w granatowym garniturze
mój czarny surdut
obnoszę w pustych korytarzach
dusznych piwnicach
milczących spojrzeniach
czasami wzbijamy się na najwyższą krokwie na poddaszu
łudząc się niebem i srebrzystą nitką halucynacji
– Czy chciałby Pan coś dodać? – zapytał. Dla powagi chwili zwracaliśmy się per Pan, choć nasze pokoje bez wyjścia sąsiadowały ze sobą od lat.
Jeszcze zasypiam
jeszcze mogę
drugą tabletką
popycham bezsenność
znowu maluje ścianę
po raz enty
przewieszam impresjonistów
próbując uciec w pejzaże
potykam się o KRZYK ekspresji
wstaję
kaftan myśli
boa z piór
oplata chłodem posadzki
fontanna Duchampa
da-da się śmieje
nie znaczę nic
w lustrze
jawę
odgrywam
surrealistycznie
– Powiem Panu w tajemnicy, że ja też tak miewam – powiedział cicho – Ale mówił Pan o śnie czy jawie?
Coraz częściej koszę zimą trawnik
w poprzek
wzdłuż
i jeszcze raz
muszę
zająć czymś myśli
by stać się bezmyślnie lekki
unieść siebie jak piórko na wietrze
błękitna wstążeczka
odfrunąć
bez ciężaru
– A tak, tak. Czasami też lubię przesiadywać z naszymi ptaśkami na strychu. Pan, Panie de Cades zapewne wie , jakie to twórcze jest wpatrywanie się w zakratowane okno. Przepraszam za tą dygresję, proszę mówić dalej.
Strachem
budzę
powieki
seledynowy potrzask elektryczności
klaustrofobiczna izolacja
wskazówki na trzeciej trzydzieści
pytają
czemu?
boję się
bezsennie w puste zimno
wznieść
odpowiadam
co noc
tak samo
– Jak my wszyscy Przyjacielu, jak my wszyscy – znowu pokiwał głową Doktor Tarr, tym razem ze smutkiem wylewającym się z niego bezgranicznie.
Wypalonym spojrzeniem
kości układałem w popiele
myśli dymem zduszone
snuły się pomiędzy tabletkami
przyszłaś w białej sukience
o świcie
zasadziłaś w moich oczodołach stokrotki
– Czy Pan, Panie de Cades mówi teraz o miłości? – ożywił się nagle.
– Tak Panie Doktorze, mówię o miłości.
Darko de Cades ( Dziennik obserwacji)
operator camery obscura: Annik Ka