Transmission 19
Zbliża się godzina ciszy, tramwaje skrzypią coraz bardziej sennie powyginanymi torami, ściany kamienic mrocznieją w wąwozach ulic, opuszczonych. Patrzę przez trójdzielne okno. Anioły nielotne gromadzą się pod ukrzyżowanymi sklepieniami. Maszkarony na krawędziach dachów rozpalają ognie Świętego Elma by przy nadchodzącej burzy pławić się z Upadłymi w tańcu Świętego Wita. To nie jest dobry czas, napięcie przeskakuje między przedmiotami, potencjometry wahają się, czarny telefon na biurku kręci numeryczną tarczą wykręcając nieistniejące numery. W sumie ma rację, tu i tak nikt nie zadzwoni.
Mam przed sobą cztery pogniecione kartki, teksty jakie zostały popełnione w tym tygodniu. Doktor Tarr mówi, że dzięki temu całemu pisaniu, wyręczam go w pracy, gdyż nie musi mi grzebać skalpelem i srebrną łyżeczką w głowie, widzi wszystko bez szkła powiększającego. Po czym klepie mnie w ramię, spogląda głęboko w oczy i mówi:
– No co Panie de Cades, następna wizyta w przyszłym tygodniu. Dwadzieścia się należy.
Także, teraz przeczytam te cztery teksty, bo jak mówiłem pogoda napięta i może ktoś z was zadzwoni na czarny telefon i powie mu, aby przestał się tak kręcić, bo inaczej zwariuje od tych nieistniejących numerów, których tyle w tym mieście.
Dobranoc mieszkańcy Miasta Maison de Sante